11 maja 2024r. Imieniny: Igi, Miry, Lwa
Gospodarz strony: Andrzej Dobrowolski     
 
 
 
 
   Starsze teksty
 
Cuś pięknego i niedrogo - o książce M. A. Wielomskich

http://www.czasgarwolina.pl Czytelnicy zainteresowani ideologiami politycznymi, które porywając za sobą ludzi, biorą ich - bez ich wiedzy i zgody - we władanie, mogą teraz otrzymać bezpłatnie świetną politologiczną książkę Magdaleny i Adama Wielomskich. Dzięki dofinansowaniu jej wydania przez europosła Michała Marusika można dostać ją bezpłatnie, pod warunkiem opłacenia dwunastu i pół złotego za przesyłkę pocztową.

 Książka opowiada, systematyzuje, różnicuje idee, które znamy z mass-mediów z narracji poprawnie politycznej. Toteż zrozumienie ich wznosi nas ponad "czarną pianę gazet". (Amatorzy myśli Mikołaja Gomeza Davili znajdą w tym wykładzie wiele wątków  rozpisujących małe scholia na opowieści rozdziałów.)

 Obszerne fragmenty Nowoczesności, Nacjonalizmu, Narodu Europejskiego rozpowszechnia strona konserwatyzm.pl. Na przykład tu:

https://konserwatyzm.pl/zietek-wielomska-wielomski-co-to-jest-narod-szkola-francuska/

https://konserwatyzm.pl/zietek-wielomska-wielomski-co-to-jest-narod-szkola-niemiecka/

 Do wątków książki opisujących ideologiczne podstawy utworzenia Unii Europejskiej wrócimy jeszcze w Czasie Garwolina. A tymczasem dokładamy pod tekstem dwa cytaty rozszerzające spojrzenie na społeczeństwo.

                                                                                                             Andrzej Dobrowolski

 

.http://www.czasgarwolina.pl

 

"Mieszczanie-nacjonaliści delegitymizowali wszelkie te formy dotychczasowej reprezentacji, w których nie mieli dostatecznego udziału. W to miejsce stworzyli mit zwany przez Benedicta Andersona mianem "wyobrażonej wspólnoty politycznej".

 Dlaczego Anderson pisze o wspólnocie "wyobrażonej"? Dlatego, że poszczególne stany społeczne aż dotąd posyłały na Stany Generalne przedstawicieli wedle zasady regionalnej, w związku z czym szlachta i duchowieństwo znały  o s o b i ś c i e  swoich reprezentantów w zgromadzeniu stanowym. Stu-dwustu szlachciców lub stu-stu pięćdziesięciu duchownych wybierało po jednym reprezentancie ze swego grona. Ale w stanie trzecim, skupiającym 95 lub nawet 98% wyborców, taka znajomość każdego z każdym była już niemożliwa. Pośród kilku lub kilkunastu tysięcy wyborców w danym okręgu mamy do czynienia z wyborami, w których tylko mała mniejszość zna osobiście wybranego deputowanego. A jednak tenże deputowany jest naszym kandydatem, gdyż reprezentuje nasz naród. A przynajmniej wierzy się w tę ułudę.  Wyborcy nie znają swoich przedstawicieli, a parlamentarzyści własnych wyborców. W czterdziestomilionowym narodzie nie znamy osobiście prawie nikogo, a jednak psychicznie czujemy się częścią tej wspólnoty. Dlatego Anderson opisuje tę nową abstrakcyjną wspólnotę narodową jako

 wyobrażoną, ponieważ członkowie nawet najmniej licznego narodu nigdy nie znają większości swoich rodaków, nie spotykają ich, nic o nich nawet nie wiedzą, a mimo to pielęgnują w umyśle obraz wspólnoty.

 W ten oto sposób elitarne społeczeństwo stanowe ancien regime'u, oparte na więziach osobowej znajomości, przekształca się w wyobrażeniowe społeczeństwo masowe, oparte na fikcji wspólnoty, de facto anonimowej. Mimo to, dzięki wierze w przynależność do jednego narodu, czujemy się członkami jednej wirtualnej wspólnoty i z dumą identyfikujemy sie jako członkowie naszego anonimowego narodu. Uważamy się za Polaków, Rosjan, Francuzów lub Indonezyjczyków. Ta przynależność daje nam poczucie dumy, dowartościowuje nas, zapewnia poczucie bezpieczeństwa. /.../"

M. A. Wielomscy

 

"Miasta pełne są ludzi. Domy pełne są mieszkańców. Hotele pełne są gości. Pociągi pełne są podróżnych. Kawiarnie pełne są konsumentów. Promenady pełne są spacerowiczów. Gabinety przyjęć znanych lekarzy pełne są pacjentów. Sale widowiskowe, o ile widowiska nie są zrobione "na poczekaniu", nie jest improwizacją, pełne są widzów. Plaże pełne są zażywających kąpieli. To, co kiedyś nie stanowiło żadnego problemu, a mianowicie: znalezienie miejsca, obecnie zaczyna być powodem niekończących sie kłopotów. (...) Osoby składające się obecnie na owe tłumy istniały również wcześniej, ale nie jako tłum, rozproszone po świecie, samotnie bądź w małych grupach, wiodły żywot oddzielny, niezależny, jak gdyby w pewnej odległości od innych. Każda taka osoba czy grupka zajmowały własne miejsce bądź to na wsi, bądź to w miasteczku, bądź w dzielnicy dużego miasta. Teraz nagle przybrały kształt aglomeracji i gdziekolwiek spojrzymy, mamy przed oczami tłumy"

Jose Ortega y Gasset, Bunt mas

.http://www.czasgarwolina.pl

 

opr. AD